Biadolące ryby – recenzja komiksu „Jenny Finn”

ostatniatawerna.pl 2 tygodni temu

Zagłada nadchodzi…

Za scenariusz w Jenny Finn odpowiada Mike Mignola, a za rysunki Troy Nixey. Duet, który już mogliśmy podziwiać w Zagładzie Gotham. Zatem bez większych zaskoczeń można było się spodziewać dużej ilości macek, nawiązań do Lovecrafta i całej plejady pięknie zilustrowanych maszkar. Historia zaczyna się od wizyty w burdelu. Jedna z prostytutek miała nieszczęście natrafić na osobnika, który to przekształcił się w coś przypominającego mieszaninę morskich stworzeń. To jedna z pierwszych zapowiedzi nadchodzącej do tego nienazwanego miasteczka zagłady. Zwiastują ją choćby ryby w porcie, a krążące po okolicy zjawy pomordowanych prostytutek dopełniają ten krajobraz. Protagonistą jest tu niejaki Joe, który niechcący zwraca uwagę na dziewczynkę Jenny Finn. Okazuje się, iż może mieć ona wiele wspólnego z dziwnymi zjawiskami, do których dochodzi w mieście. Aby odkryć, o co tak naprawdę chodzi, Joe udaje się między innymi na seans spirytystyczny! Zresztą nie tylko on chce zrozumieć, co się dzieje, bo także tę sprawę bada sam premier noszący maskę w steampunkowym stylu!

… w postaci młodej dziewczyny!

Opowieść stworzona przez Mike’a Mignolę wciągnęła mnie od pierwszej strony, za sprawą sprawnie budowanego klimatu i nastroju grozy. Od pierwszych kadrów wiemy, iż coś się dzieje, co rusz widzimy albo słyszymy o zapowiedzi zagłady, a także bardzo często szeptane jest imię tytułowej bohaterki. Świetnym tego przykładem jest niezwykła piosenka śpiewana przez dzieci: „Jenny Finn, Jenny Finn… dokąd idziesz, mów bez kpin… jestem tutaj, widzisz mnie? […] Gdy ucieknę, złapiesz mnie?”. Mnóstwo tu ciekawych motywów. Jak choćby polowanie na dziwkobójcę czy szalony seans spirytystyczny. I ten klimat się zagęszcza, aby w ostatnim rozdziale trochę podupaść. Jednak spodziewałem się bardziej spektakularnego zakończenia, choć jednocześnie zaskoczyła mnie ostatnia strona i choćby trochę rozbawiła. Co do postaci, to najlepiej wypada Jenny Finn, która koniec końców jest mocno niejednoznaczna, a przy tym intrygującą postacią. Trochę gorzej sprawa wygląda z Joem, któremu przede wszystkim brakuje motywacji. Nie wiem, po co on się pcha tam, gdzie nie powinien.

Ukryte piękno ryboludzi

Z twórczością Troya Nixeya miałem styczność przy okazji Historii prawdopodobnych Neila Gaimana, a także Zagłady Gotham. I już wtedy jego kreska zachwyciła mnie. W Jenny Finn też prezentuje się wyśmienicie. Wszelkie macki, zjawy i inne okropności zapadają w pamięć. Największe wrażenie zrobiły na mnie jednak portrety ryboludzi przed każdym rozdziałem. Aż szkoda, iż te paskudne postacie nie pojawiają się w komiksie. Co ciekawe, ostatni z czterech rozdziałów narysował Farel Dalrymple. Jego kreska jest dość podobna do Troya Nixeya, a iż wciągnąłem się w opowieść, to dopiero po kilku stronach zorientowałem się, iż zmienił się rysownik. Na końcu zamieszczono niewielkie dodatek. Jest to szkicownik rysownika wraz z notatkami.

Czy warto podążyć za Jenny Finn?

Mike Mignola i Troy Nixey mają bujną wyobraźnię. Widać, iż inspiracją dla nich była twórczość H.P. Lovecrafta. Niemniej nie tylko miłośnicy prozy Samotnika z Providence miło spędzą czas przy tej lekturze, ale także osoby szukające komiksu grozy stawiającego na klimat i tajemnice. Finał co prawda jest lekko rozczarowujący, aczkolwiek intrygująca fabuła wypełniona okropieństwami zilustrowanymi przez uzdolnionego Troya Nixeya zdecydowanie wynagradza tę niedoskonałość.

Idź do oryginalnego materiału